Hiszpania nawet w lutym brzmi ciepło i słonecznie. Nam udało się wziąć udział w rejsie wzdłuż jednego z najbardziej turystycznych wybrzeży - Costa Brava. Z hiszpańskiego możemy to przetłumaczyć jako "Dzikie Wybrzeże", a my mierzyliśmy się czasami z całkiem dzikimi przygodami.
Google czasem lubi przypomnieć co robiliśmy jakiś czas temu tytułując to "przeżyj ten dzień jeszcze raz". Nam tak przypominało przez cały tydzień naszą wycieczkę z AKŻ na żagle wzdłuż Hiszpańskiego wybrzeża, więc postanowiliśmy trochę ją opisać. Tym razem to nie my zaplanowaliśmy podróż tylko byliśmy częścią czegoś większego.
Co to jest WSEx i co my tam robiliśmy?
WSEx to Winter Sail Expedition organizowany przez Akademicki Klub Żeglarski AGH w lutym (tak na zakończenie sesji zimowej). Zwykle jest to kierunek basenu Morza Śródziemnego aby była jakaś szansa na w miarę przyjemną pogodę, a zimowa pora aby była szansa na w miarę przyjemne ceny.
Adam od kilku lat był członkiem tego klubu i wielokrotnie jeździł z nimi na różne wyprawy. Uczestniczył też kilka razy w WSEx, więc uznał to za najlepszy pierwszy kontakt z żaglami. To za sprawą formuły tego wyjazdu, gdyż ilość żeglowania oraz zwiedzania jest w miarę wyrównana, a na zakończenie jest duża impreza więc w ogóle super.
Tym razem wyjazd miał na celu dotarcie drogą morską do Barcelony i powrót. Jeśli chodzi o postoje poboczne, to cała zabawa w żeglowaniu polega na tym, że nie za bardzo jest jak zaplanować konkretne przystanki. Wszystko zależy od pogody i jej kaprysów.
Co udało nam się zobaczyć?
W te 10 dni wliczone są godziny podróży autokarowej z punktu Kraków do punktu port w Palamos, gdzie odbieraliśmy i zdawaliśmy jachty. Zajmuje to tylko jakieś 32h w jedną stronę. Można było wybrać opcję z przelotem, ale Adam był kapitanem jednego z jachtów, więc wolał już od początku podróży łapać więź ze swoją przyszłą załogą.
Często mówi się o wielu rzeczach, że najważniejsi w danym przedsięwzięciu są ludzie. Nie inaczej jest w przypadku WSEx. Główną częścią załóg są studenci w wymieszanych rocznikach, kierunkach studiów, zainteresowaniach, a jak wiadomo są oni niezwykle otwartymi i szalonymi osobowościami. Nigdy nie mieszkałam w akademiku, ale spokojnie mogę powiedzieć, że nim podróżowałam, bo te autokary niewątpliwie nimi były. Ciekawe doświadczenie, które można polecić. Samego Palamos nie udało się zwiedzić, gdyż pierwszego dnia zajęci byliśmy integrowaniem się ze swoją załogą, szkoleniami jak być bezpiecznym na morzu i rozpakowywaniem w ten małej skorupce zwanej jachtem.
port w Palamos |
Blanes
Pierwszym punktem do którego udało się dopłynąć było Blanes. Miasteczko nazywane jest jako "brama do Costa Brava" i leży jakieś 70 km od Barcelony. Dopłynęliśmy tu popołudniu i w okolicy południa dnia następnego mieliśmy wypływać dalej, więc skupiliśmy się na atrakcjach dostępnych w zasięgu portu:
- Castillo de San Juan - ruiny zamku na wzgórzu o zaskakującej nazwie San Juan mające 173 m n.p.m. z których rozpościera się piękny widok na wybrzeże. Droga na zamek jest całkiem wąska, nieoświetlona i stroma. My na zdobywanie zamku zdecydowaliśmy się bardzo wieczorową porą. Wejście na zamek polecamy, wieczorową porą na własną odpowiedzialność.
- Ogród botaniczny Marimurtra (Jardí Botànic Marimurtra) - założony przez niemieckiego mecenasa nauki Karla Fausta, który przy pomocy wielu ludzi zbudował dom dla wielu roślin zagrożonych wyginięciem lub wymarłych na wolności. Oprócz zachwycającej roślinności niesamowite jest położenie i widoki z tego miejsca. Jeśli macie mało czasu i musicie się zdecydować na jedno miejsce do zobaczenia w Blanes, niech ogród botaniczny będzie gdzieś na szczycie bo na prawdę warto.
port nocą z Castillo de San Juan |
poranny widok na zamek |
widok na port tym razem z drogi do ogrodu botanicznego |
ogród botaniczny w Blanes |
jeden z pocztówkowych widoków z Blanes |
Blanes plaża |
Barcelona
Główny cel tej wycieczki, więc zasługuje na osobny wpis. Spędziliśmy tam 1,5 dnia i były to bardzo intensywne godziny. Ogólne wrażenie? Bardzo pozytywne, choć trochę chłodne, bo to była jednak zima.
Arenys de Mar
Wizyta w tej mieścince nie była do końca zaplanowana, ale pan Kapitan nie pamięta już dlaczego tutaj zawitaliśmy. Wieczorem mieliśmy zaplanowany nocny przelot powrotny do Palamos, więc tutaj przeszliśmy się na krótki spacer, podczas którego odwiedziliśmy zabytkowy cmentarz z początków 1900 roku.
nagrobek z zabytkowego cmentarza |
małe Hiszpańskie miasteczko |
taki widok roztacza się z bram cmentarza |
kolejne pomniki na cmentarzu |
Gastronomia
Podczas tego wyjazdu wyżywienie zapewniał nam organizator, więc gotowaliśmy sobie w naszej jachtowej kuchni. Jednak znajdowaliśmy czas i chęci na testowanie lokalnych przysmaków. Rozkochaliśmy się w hiszpańskich tapas, które w większości miało postać posiłku na ciepło. naszym wyznacznikiem do wyboru knajpki była ilość lokalsów, to zawsze oznaczało dobre jedzenie.
Porejsowe refleksje
To czego się na tym rejsie nauczyłam, to:
- morze jest zmienne jak pogoda w górach. Nigdy nie zapomnę nocnego przelotu do Palamos, kiedy po rozpostarciu żagli Adam wszedł na chwilę pod pokład i w tym czasie zerwał się taki wiatr, że zrobiło się nieprzyjemnie (a w moim odczuciu to i bardzo niebezpiecznie). Na szczęście i pan Kapitan oraz Filip i Ada byli zdecydowanie bardziej ogarnięci niż reszta załogi i opanowali sytuację na tyle ile się dało. Teraz wystarczy filmik jak jakaś łódź płynie przez wzburzone morze, a mnie ściska w dołku;
- nie nadaje się do stania za sterem, bo się najnormalniej w świecie boje i nie umiem trzymać kursu;
- chodząc po jachcie telefon warto mieć w ręku lub zapinanej kieszonce, inaczej może się wyślizgnąć do wody. Mój spoczywa w porcie w Blanes;
- dobra załoga to skarb, a my trafiliśmy w 10!;
- mam chorobę morską, więc podczas płynięcia pobyt na zewnątrz i centrowanie się na horyzoncie jest ok. Dorzucając do tego paniczny strach przed przechyłami czyni ze mnie słabego załoganta;
- jest jakaś magia w oglądania lądu od strony morza.
Czy to sprawia, że nigdy więcej nie wypłyniemy? Raczej nie, ponieważ rok i 5 miesięcy później pływaliśmy (zresztą z Adą i Filipem) po Jezioraku. Trochę inny akwen i warunki, ale obawy i problemy te same.