Zdobycie kolejnego szczytu z listy Korony Gór Polski, na którą nawet kot z nadwagą i dwoma łapami wjedzie bez problemu. Wielka Sowa była wyzwaniem na miarę naszych możliwości, a spacer odprężeniem i odpoczynkiem.
Spędzając urlop w Górach Sowich trochę wstyd byłoby się nie wybrać na szlak. Dokonując wyboru nie byliśmy ani trochę oryginalni, bo postanowiliśmy się wdrapać na Wielką Sowę, najwyższy szczyt tego pasma liczący sobie dumne 1 015 m n.p.m. i zaliczany do Korony Gór Polski. Początkowo w planach mieliśmy jeszcze Kalenice, ale pogoda się pogarszała, a i my nie czuliśmy się kwitnąco, dlatego skończyło się na 3h spacerku.
Trasę rozpoczęliśmy od Przełęczy Jugowskiej, gdzie wzdłuż drogi zostawiliśmy auto. Potem przyjemną, szeroką ścieżką szliśmy na zmianę żółtym i czerwonym szlakiem.
Kto może wejść na Wielką Sowę? Każdy, dosłownie każdy. Nie trzeba mieć nawet odrobiny kondycji, aby odbyć ten spacer tylko odpowiednią ilość czasu. Idealne na wejście z bąbelkiem, pieskiem, kotkiem, babcią, dziadkiem, plecakiem, namiotem, rowerem.
Widoki na trasie, którą my wybraliśmy, w większości nie były górskie, ale przyjemnie leśne. Wchodziło się całkiem lekko, a wysokość nabierała się praktycznie niezauważalnie, na tyle, że dotarcie na szczyt było zaskoczeniem.
O ile na trasie nie było praktycznie ludzi, co w czasie pandemii było wielką zaletą, to na szczycie Wielkiej Sowy prawie nie pomieścili się wszyscy turyści. Z tego powodu byliśmy tam tylko chwilkę i poszliśmy dalej. Na widoki ze szczytu można liczyć tylko z poziomu wieży widokowej, która z przyczyn zarazy była zamknięta.