Miks najpopularniejszego jesiennego kierunku na weekend z najbardziej znanym szlakiem. Klasyka wśród tras, która poza pięknymi widokami, może dostarczyć piekielnych zakwasów.
Pomysł na jesienny spacer Połoninami kołatał się nam po głowie już od dłuższego czasu. Pierwotne plany były bardziej ambitne, bo nie dość że miało być z plecakiem, to jeszcze drugiego dnia miały być Rawki. Dlatego zarezerwowaliśmy nocleg w Bacówce PTTK Pod Małą Rawką, co podyktowało datę wyjazdu, bo był to pierwszy wolny termin jaki mieli. Rezerwując nocleg początkiem września liczyliśmy na początek października, a trafiliśmy końcówkę. Stąd płynie pierwsza lekcja, rezerwacji należy dokonywać z 2 miesięcznym wyprzedzeniem.
widok na połoninę Caryńską
Następną lekcją była weryfikacja planu weekendu. Co prawda dzień rozpoczął się piękną i w miarę słoneczną pogodą, ale zakończył deszczem. Byliśmy na to przygotowani, jednak schodzenie po mokrych liściach odbiło się na moich kolanach bardziej niż zakładałam. Dodatkowo niedzielne przepogodzenie wg. prognozy miało nastąpić późno.
Trasa
Nasz pomysł na ten najbardziej popularny szlak był taki, że startujemy o świcie z Rzeszowa, zostawimy auto na parkingu przy schronisku pod Małą Rawką, złapiemy busa i zaczniemy w Starym Siole. Jednak już pierwszy punkt planu nie poszedł dobrze, bo o 9:00 nie było wizji na transport.
Zaryzykowaliśmy i postanowiliśmy zrobić zaplanowaną trasę, ale w drugą stronę. Ruszyliśmy na Połoninę Caryńską z nadzieją, że po południu znajdziemy coś powrotnego. Nie było to takie oczywiste, bo jak wiadomo, jak nie ma ruchu, to nie ma też busów, a w prognozie pogody zapowiadali deszcz.
Wschód słońca nad Bieszczadami
Trasa o poranku była wspaniała, chociaż męcząca, a dodatkowo ścigaliśmy się z chmurami, aby załapać się jeszcze trochę na słońce na grani. Udało się, ale wiatr był tak silny, że przesuwał leżące kijki i urywał głowy. Dodatkowym atutem, z mojego punktu widzenia, były tabliczki informacyjne, trochę o tutejszej przyrodzie, trochę o historii tego miejsca. Dowiedzieliśmy się między innymi, że południowo-zachodnie stoki są krótkie i strome, podczas gdy północno-wschodnie delikatnie opadają ku dolinom. Ciekawostką jest też nazwa Połoniny, która wywodzi się od nieistniejącej już wsi Caryńskie.
w drodze na Caryńską
specyficzna dla warunków panujących tutaj postać drzewa - w kształt masztu
w drodze na Caryńską - widok na połoninę Wetlińską
trasy w Bieszczadach są świetnie oznakowane
Od razu po wejściu mieliśmy nadzieję na śniadanie, ale musieliśmy zaczekać do bardziej sprzyjających okoliczności przyrody lub schronienia po zawietrznej. Opłacało się i śniadanie zjedliśmy w najwyższym punkcie Połoniny (1297 m n.p.m. - Kruhly Wierch) z pięknym widokiem na jesienną przyrodę.
śniadanie w najwyższym punkcie połoniny
ostatnie chwile samotności na szlaku
Wędrowiec
Wraz z upływem czasu, chmur przybywało i sceneria zmieniała się na taką bliżej "Watahy" niż słodkich pocztówek. Co powiem szczerze, urzekało jeszcze bardziej, no gdyby nie ten wiatr.
Schodząc z Caryńskiej mijaliśmy kolejki czekające na wejście i wtedy stwierdziliśmy, że ten kierunek był zdecydowanie lepszym wyborem. Mogliśmy przez chwilę pobyć z tymi słynnymi Bieszczadami sam na sam, co później nie było już możliwe.
połonina Caryńska i ostatnie chwile słońca
strumień zasypany liśćmi
nieistniejąca cerkiew
Wchodząc na Połoninę Wetlińską, po słońcu zostały już tylko wspomnienia, na szczęście chmury trzymały się w miarę wysoko, więc nadal towarzyszyły nam widoki. Dotarliśmy do starej "Chatki Puchatka", obecnie "Schronu Turystycznego" i to było największe rozczarowanie tej wycieczki. Niestety nie poznałam poprzedniej kultowej wersji, więc trudno mi stwierdzić czy lepiej czy gorzej, dla mnie słabo. I nie chodzi o to, że zwykła herbata kosztuje 10zl, bo takie miejsca rządzą się swoimi prawami cenowymi. Również nie o to, że opcja zjedzenia czegoś jest niemożliwa, bo niczego nie ma. Przegięciem była toaleta w wersji ToiToi sztuk 2 na zewnątrz.... Ja rozumiem, że to najwyżej położone schronisko w Bieszczadach, że do tej pory nie było wody i prądu, ale wszystkie informacje o planach po remoncie wskazywały na zmiany w tych obszarach. No to pojawił się prąd, jednak zabrakło desek to obudowy niebieskich przybytków...
Widok ze Schronu Turystycznego
na horyzoncie Schron Turystyczny - dawna Chatka Puchatka
Dalszy spacer zapoznawczy tym razem z połoniną Wetlińską, to co raz bardziej psująca się pogoda, a do wiatru dołączył deszcz. Niestety to oznaczało schodzenie po śliskich kamieniach i liściach, a to nawet przy wspomaganiu się kijkami odbiło się na kolanach.
Chociaż drogę urozmaicały nam tabliczki informacyjne, to tym razem poświęcaliśmy im nieco mniej uwagi. Wyłapaliśmy jedynie, że podobnie jak Caryńska, połonina Wetlińska nazwę nosi od pobliskiej wioski - Wetliny. Natomiast w sieci znaleźliśmy informację, że był tu kręcony Bandyta z 1997 roku.
połonina Wetlińska - droga z horroru
drzewa rodem z Jeźdźca bez głowy
Na szczęście, zakończenie dnia miało już tylko pozytywy jak znalezienie busa, prawdziwie górska bacówka, pyszne pierogi i grzaniec pod Małą Rawką. Swoją drogą, dołączyłam do grona miłośników tego miejsca (oraz trunku), bo Adam tkwi tam już od dawna.
widok z okna Bacówki PTTK Pod Małą Rawką
drzwi do naszego czadowego pokoju
Ile nas to kosztowało?
No cóż, tanio niestety nie było.
Wyjście w Bieszczady
Koszt dla 2 osób:
Nocleg
60 zł
Parking całodzienny dla Hondy
20 zł
Wejście na teren Parku
16 zł
Herbata w Schronie
20 zł
Bus powrotny
50 zł
Obiad (2 porcje pierogów, bigos i 2 grzańce)
123 zł
Paliwo (gaz)
90 zł
SUMA
379 zł
Czyli wyszło jakieś 190 zł na osobę. Czy można taniej? Na pewno trochę tak, chociażby zapraszając kogoś z samochodem do wędrówki i ponieść 2 opłaty parkingowe, które w sumie wyjdą taniej niż bus i dają większą pewność powrotu. No nam się nie udało.